Rozmowy

nikaLIVE: Dlaczego macierzyństwo wydaje się takie trudne?

Czas czytania: 15 min
Opublikowano 10/11/2022
nikaLIVE: Dlaczego macierzyństwo wydaje się takie trudne?

Jeśli bycie mamą sprawia, że często doświadczasz poczucia winy, silnego lęku czy braku sił, to znak, że stawiasz sobie zbyt wysoko poprzeczkę, a nie że jesteś beznadziejna mamą. O tym dlaczego macierzyństwo jest czasami tak trudnym doświadczeniem opowiada psycholożka i psychoterapeutka Joanna Frejus, autorka profilu @omatkodepresja i podcastu Radio Czułość.

Wyczerpana po weekendzie z dziećmi odpalasz Instagrama i widzisz relacje uśmiechniętych blogerek w towarzystwie ich grzecznych dzieci – wszyscy w czystych i wyprasowanych ciuszkach z ostatniej kolekcji modnego sklepu. Opowiadają, jak szczęśliwe są, spędzając razem czas. Czujesz zazdrość i złość, że Twoje macierzyństwo ma niewiele wspólnego z idealnym obrazkiem internetowym – dzieci ciągle się o coś awanturują i kłócą, niszczą i brudzą swoje ubrania, a gdy zasypiają, odczuwasz najpierw ulgę, a potem masz poczucie winy i zastanawiasz się, co jest z Tobą nie tak. 

Jeśli ta sytuacja wydaje Ci się znajoma lub podobna, możesz mieć za duże wymagania w stosunku do siebie jako mamy. Współczesne kobiety muszą mierzyć się z natłokiem informacji, zaleceń i rad odnośnie wychowywania dzieci, a także odrealnionym światem mediów społecznościowych. Jak zachować zdrowie psychiczne w tej sytuacji i jak sobie poradzić z trudnościami, których doświadczają współczesne mamy, opowiedziała w nikaLIVE’ie na Instagramie psycholożka i psychoterapeutka Joanna Frejus. Obejrzeć nagranie można pod tym linkiem. Wersję tekstową przedstawiamy poniżej. 

Dlaczego rodzicielstwo wymaga od współczesnych mam tak dużego wysiłku? Wydaje się, że poprzednie pokolenia jakoś lepiej radziły sobie z tym wszystkim…

Joanna Frejus: Myślę sobie, że jest to trochę bezcelowe, żeby się porównywać z innymi pokoleniami czy nawet z innymi mamami z tego samego pokolenia. Myślę, że każde pokolenie ma swoje wyzwania. Moja mama bardzo koncentrowała się na zdobywaniu różnych rzeczy, bo żyła w okresie PRL-u. Ja się urodziłam w latach osiemdziesiątych, a to był taki czas, kiedy wielu rzeczy brakowało i wielkim wyzwaniem było, żeby zdobyć pieluszki tetrowe dla dziecka… 

No i mogłoby się wydawać, że one miały trudniej z tego powodu! Nie było zmywarek, pralek, suszarek, robotów sprzątających.

Na pewno było to wyzwaniem logistycznym. Z kolei moja babcia rodziła swoje dzieci w trakcie II Wojny Światowej, co wiązało się z jeszcze innego rodzaju wyzwaniami. My doświadczamy swojego macierzyństwa w takich czasach, kiedy mamy natłok informacji, natłok badań, wielość kanałów, którymi te informacje do nas docierają. Zatem my możemy doświadczać wielu trudności emocjonalnych, związanych z tym, że nie realizujemy tzw. „roli matki” w taki sposób, w jaki “powinna” być ona realizowana. Że nie dajemy rady odpowiedzieć na te wszystkie zalecenia, które znajdujemy w książkach, e-bookach, na webinarach, szkoleniach, kursach online itd. I to też są ogromne wyzwania! W czasach mojej mamy, dziecko trzymiesięczne oddawało się do żłobka. Istniały żłobki, do których oddawało się dziecko na pięć dni i odbierało się je na weekend. Bardzo częstą praktyką było oddawanie dzieci na wychowanie dziadkom, podczas gdy rodzice pracowali w tygodniu. Gdybyśmy w naszych czasach wyobraziły sobie zastosowanie tamtych metod, to prawdopodobnie nie dałybyśmy rady znieść poczucia winy. 

No właśnie, poczucie winy jest takim stałym towarzyszem współczesnych rodziców. Nasi rodzice, dziadkowie mniej brali pod uwagę emocjonalne potrzeby dziecka (w dzisiejszym rozumieniu), a mimo wszystko nie odczuwali tej winy. My dzisiaj na każdym kroku powtarzamy: jestem złą matką, bo moje dziecko krzyczy, jestem złą matką, bo teraz mam potrzebę odpocząć od tego dziecka.

Nie wiemy, czy nie odczuwali. Pewnie odczuwali, ale w innych obszarach, być może w związku z innymi rzeczami, np. „Jestem złą matką, bo nie zdobyłam mleka modyfikowanego dla dziecka”. Myślę, że tego poczucia winy jest w nas bardzo dużo, przede wszystkim z tego względu, że mamy dostęp do wielu źródeł wiedzy, które mówią nam o bardzo wielu różnych zaleceniach. I teraz, jeżeli ja w XXI wieku szykując się do macierzyństwa albo będąc w ciąży, jestem w stanie znaleźć na rynku kilkanaście, kilkadziesiąt, a jak czytam po angielsku to już naprawdę – kilka tysięcy takich książek, w których ktoś mi mówi, jaką mamą powinnam być. Do tego jeszcze otworzę Instagrama i wpiszę #instamatki i zobaczę, jak funkcjonują, przynajmniej w tej prawdzie ekranu, inne mamy. A jak wiemy, w większości przypadków to macierzyństwo instagramowe jest takim macierzyństwem, które wygląda na bardzo proste, na takie, w którym zawsze świeci słońce. Kiedy porównujemy to do naszej realności, do tego, co na co dzień widzimy w swoim domu, to mamy wrażenie, że wypadamy gorzej. 

Nasze mamy czy babcie miały dużo mniejsze możliwości, żeby się konfrontować z tą wiedzą, było dużo mniej badań, dużo mniej w ogóle wiedziano o rozwoju, dużo mniejsze było też zainteresowanie tym rozwojem emocjonalnym u dzieci. Poza tym, różnica polega też na tym, że w kontekście badań, rozwoju wiedzy – czy to psychologicznej, czy neuropsychologicznej – to tempo, zarówno badań, jak i rozchodzenia się informacji było dużo mniejsze. Można śmiało powiedzieć, że nasze mamy stosowały bardzo podobne, jeśli nie te same zalecenia w kwestii pielęgnacji dzieci, co ich mamy. 

Bo jedynym wiarygodnym źródłem informacji była wtedy właśnie mama. Mama mówiła „robimy tak” i nie było wątpliwości. 

Dokładnie tak! Poza tym, te zalecenia się o wiele rzadziej zmieniały, a teraz jak się postarasz, możesz właściwie co miesiąc ogłaszać nową szkołę prawidłowej, optymalnej opieki nad dzieckiem. Możesz codziennie natrafiać na zalecenie, którego jeszcze nie zdążyłaś zrealizować, a już np. jest za późno. Mogą to być jakieś zalecenia „absolutnie kluczowe” dla dziecka trzymiesięcznego, że musisz z nim robić jakieś ćwiczenia, bo potem coś tam mu się nie rozwinie, a Twoje dziecko ma już osiem miesięcy… Bardzo ciężko jest za tym nadążyć, a my chcemy jak najlepiej dla naszych dzieci, więc pojawia się to poczucie winy – „Trzeba było coś zrobić, a ja o tym nie wiedziałam”. Jednak nie sposób wiedzieć o tych zaleceniach na bieżąco! 

Jak sobie z tym można poradzić? Oprócz tego, żeby się nie porównywać, choć to jest bardzo ciężkie zadanie, w czasach, kiedy otwierasz Instagrama czy Facebooka i od razu te obrazki bombardują ze wszystkich stron. 

Myślę, że to jest ważne, żeby urealniać ten obraz, mieć grono swoich koleżanek, przyjaciółek, z którymi można na serio porozmawiać, mogę powiedzieć „jak ja dzisiaj nie mam ochoty być matką” i nie usłyszę jakiegoś zestawu „dobrych rad”, których nie jestem w stanie zastosować, albo nie usłyszę krytyki. To jest bardzo ważne – żeby być w kontakcie z realnością, z rzeczywistością. Żeby nie zostawać na poziomie sprawdzania siebie, wobec tego, co pokazuje mi Instagram, żeby nie zostawać na poziomie tego, co przeczytałam w książce.

A jeśli to poczucie winy jest tak silne i tak trudne, to po prostu rozmawiać ze specjalistą, specjalistką, szukać, co mi zasila to poczucie winy. Poczucie winy to często sygnał tego, że tak bardzo mi zależy. Poza tym nie warto też czytać zbyt wielu książek psychologicznych. Wybierzcie sobie jedno-dwa źródła i nie czytajcie ciągle, nie słuchajcie milionów podcastów psychologicznych, bo to właśnie może wpędzać w poczucie winy, że ja nie nadążam za tymi wszystkimi zaleceniami. Wybierajcie takie źródła, które sprawiają, że czujecie się zainspirowane, nie przytłoczone tymi wszystkimi wskazówkami. 

A co sądzić na temat takiego pomysłu jak krótki odpoczynek od macierzyństwa? Często marzeniem kobiet jest gdzieś się wyrwać bez dziecka, gdziekolwiek, wsiąść do pociągu byle jakiego i po prostu znaleźć się w takim miejscu, gdzie można poświęcić czas tylko i wyłącznie sobie. Warto sobie dawać takie prawo do odpoczynku od rodziny, dzieci, macierzyństwa? 

To jest totalnie kluczowe dla naszego zdrowia psychicznego. To nawet nie chodzi o to, by dawać sobie do tego prawo czy jakoś się usprawiedliwiać, to jest po prostu niezbędne! Na różnych warsztatach i grupach wsparcia krążą już legendy o wycieczkach do paczkomatu. Nawet wycieczka do paczkomatu jawi się jako taka przygoda, bo mogę wyjść z domu, nie muszę zabierać ze sobą dziecka, mogę pooddychać, pójść okrężną drogą – i to jest totalnie okej, to jest naturalne. 

Mówię też o takich dłuższych wycieczkach, na 1-2 dni. Wiadomo, każdemu się chce, ale jest taki wewnętrzny opór, „że nie wypada, że dziecko w domu, nie powinnam chcieć odpocząć od dziecka”. I chodzi tutaj o bardziej psychologiczny aspekt, czy możemy sobie na to pozwolić bez wyrzutów sumienia. 

No pewnie. Otwierasz bardzo obszerny i ważny temat przekonań, naszych przekonań jako mam. Np. jest takie przekonanie, że jak jestem mamą, to muszę być dostępna fizycznie i emocjonalnie przez 100% mojego czasu. Albo że mama powinna być urobiona po łokcie. Albo że tylko do mamy należy opieka nad dzieckiem. Bardzo warto sobie te różne przekonania poznać, zobaczyć i sprawdzić, co one mi robią. Bo jeśli mam przekonania, które uniemożliwiają mi odpoczynek, to jest bardzo niebezpieczna sytuacja. Wchodzimy tutaj w sytuację bardzo intensywnego macierzyństwa, które niestety bardzo często prowadzi do wypalenia, a nawet do objawów depresyjnych, różnego rodzaju zaburzeń. Nie jesteśmy jakimiś maszynkami, nie działamy na zasadzie perpetuum mobile, nie możemy bez końca wydatkować zasobów. Ta nasza bateryjka ma jakiś limit, istnieje też potrzeba, żeby tę bateryjkę, te swoje zasoby uzupełniać. Jeżeli tego nie robimy to jest to droga do wypalenia. 

Jeżeli mamy takie poczucie, że poprzez brak odpoczynku zapewnimy naszemu dziecku lepszą opiekę, to jest to bardzo złudne. Kiedy nie odpoczywamy, nie regenerujemy tych zasobów, to z czasem niestety zaczynamy się wypalać, a wtedy opieka nad dzieckiem staje się bardzo trudna. Jak mnie pytasz, na ile dni można sobie pozwolić, aby się wylogować z bycia mamą, to odpowiem, po psychologicznemu: to zależy. To zależy od tego, w jakim wieku jest dziecko, od gotowości dziecka, ale też naszej, bo co z tego, że zabookuję sobie bilet na Teneryfę na tydzień, jak po wylądowaniu będę przez tydzień płakać z tęsknoty za dzieckiem albo właśnie z tego poczucia winy. Bierzemy pod uwagę potrzeby dziecka, jego potrzeby rozwojowe. No bo raczej ciężko będzie zostawić trzymiesięczne dziecko na tydzień. Tutaj bardziej zalecałabym takie wyjścia, raczej niech to będzie 30 minut w parku, albo u kosmetyczki czy na kawie, a z czasem, z wiekiem i postępującą autonomią dziecka – ten czas wydłużać

Myślę, że dziecko 3-4 letnie, szczególnie, kiedy ma już jakieś doświadczenie uczestnictwa w placówce, w przedszkolu, to jest dziecko, które prawdopodobnie jest w stanie – mówię „prawdopodobnie”, bo to znów zależy od gotowości danego dziecka, to musi być bardzo indywidualnie rozpatrywane – pomieścić to, że mamy przez kilka dni nie ma. Zawsze warto zacząć od takiego wyjazdu weekendowego, nie za daleko, żeby sprawdzić, jak sobie będzie radzić dziecko, jak będzie sobie radzić opiekun, który z dzieckiem zostanie. Bardzo ważne jest to, żeby dziecko miało poczucie bezpieczeństwa, kiedy my wyjeżdżamy. Czyli, aby zostawało z osobą, której ufa, z którą czuje się dobrze. Czasami to jest tata, czasami babcia, czasami niania. Bardzo ważne jest, aby z dzieckiem to omówić, czyli nigdy nie robimy tak, że znikamy. Nie znikamy, rozmawiamy z dzieckiem, przygotowujemy je na ten czas, kiedy nas nie będzie – „a wiesz, że ja za miesiąc będę miała taki weekend, kiedy sobie pojadę do hotelu z koleżankami i będziemy sobie chodzić na masaże, wiesz co to jest masaż?” i tak dalej… Im bardziej się zbliża ten wyjazd i też my mamy większą gotowość, by o tym rozmawiać, że „mnie nie będzie, ale że wrócę niedługo, a w tym czasie z tatą będziecie robić jakieś fajne rzeczy”. 

Mówiłaś o tych przekonaniach, aby się temu przyjrzeć. Chyba najlepiej spisać te przekonania, aby im się przyjrzeć i gdzieś z boku dopisać, czy to nam sprzyja, czy raczej zakłóca nasze funkcjonowanie psychiczne. 

Jeżeli mamy otwartość, aby zrobić sobie takie ćwiczenie na kartce, to oczywiście, że tak! To najlepsza metoda, ponieważ bardzo często jak sobie myślimy myśl, to jesteśmy w stanie ją przeanalizować w trochę mniejszym stopniu, niż kiedy ją zapiszemy i ją widzimy, czarno na białym. Oczywiście warto te przekonania pooglądać pod kątem: skąd je mam, kto mi je przekazał, czy mi się to z kimś z mojej rodziny kojarzy, czy jakaś osoba w mojej rodzinie według tych przekonań działa, czy one są moje, czy ja chcę wobec nich działać, czy może teraz na tym etapie mojego życia wolałabym działać inaczej, czy one są zgodne z moimi wartościami, czy są zgodne z tym, jaką mamą chciałabym być? Warto sobie ten temat pootwierać i już sama ta świadomość, że automatycznie potrafię posługiwać się takimi przekonaniami, nawet o tym nie wiedząc, to już czasami potrafi nam pomóc podejmować trochę inne decyzje, bardziej świadomie, bardziej w kontakcie ze sobą. 

Coraz więcej mam ma zdiagnozowane zaburzenia depresyjno-lękowe. Rozumiem, że wcześniej takie zaburzenia również istniały, ale były pewnie rzadziej diagnozowane. Moje pytanie brzmi: jak rozpoznać, że to, co się ze mną dzieje, to powód, żeby zwrócić się do psychoterapeuty, że to już jest ten moment, gdy dzieje się coś złego z moim zdrowiem psychicznym? 

Myślę, że taka najłatwiejsza odpowiedź, pomimo że to w ogóle nie jest łatwy temat, brzmi: kiedy trudno mi funkcjonować. W kontekście depresji to może być taka sytuacja, w której jest mi po prostu trudno wstać rano, nie czuję, abym miała na to siłę. Wszelkie podejmowanie decyzji, wszelkie działania to coś, co mnie bardzo dużo kosztuje, bardzo trudno mi jest to robić. Oprócz tego, kiedy pojawią się różne myśli, które są trudne, że „jestem niekompetentna, beznadziejna”, że „w sumie to lepiej byłoby dla moich dzieci, gdyby mnie nie było; powinnam zniknąć”, czasami są to myśli samobójcze albo dzieciobójcze. To jest bardzo ważne, żeby w takich sytuacjach po prostu pójść do specjalisty i porozmawiać. To może być psychoterapeuta, to może być psychiatra. Jeżeli mieszkacie w miejscu, w którym istnieje Centrum Zdrowia Psychicznego – możecie to sprawdzić na stronie Pilotażu Centrów Zdrowia Psychicznego, tam jest mapa – jesteście w stanie uzyskać wsparcie, bardzo szybką diagnozę, właściwie bez potrzeby oczekiwania na wizytę. Bardzo wyraźnie chcę powiedzieć, że jeśli jest coś takiego, co Was niepokoi, to nie czekajcie. Nie trzeba czekać z pójściem na konsultację aż do momentu, kiedy masz pewność, że masz depresję i to się objawia tym, że już nie masz siły wstać z łóżka. Po prostu sięgajcie po to, pytajcie, my po to jesteśmy w tych gabinetach, żeby odpowiadać m.in. na takie pytania: „Czy to co się dzieje, jest jeszcze w normie? Czy to już jest sytuacja, w której potrzebuję specjalistycznego wsparcia?” 

Asiu, widziałam, że na swoich stories pytałaś followersów, dlaczego macierzyństwo jest takie trudne dla nich. Czy możesz podzielić się jakimiś wnioskami na podstawie tych odpowiedzi? 

Pierwszy wniosek jest taki, że w 30 minut dostałam tyle odpowiedzi, że nie byłam w stanie nawet ich wszystkich przewinąć, zanim zaczęłyśmy live’a. Ale to co dostrzegłam, zamknęłabym w pięciu kategoriach. Po pierwsze – jest wiele trudności z fizycznym funkcjonowaniem: niewyspanie, poczucie chronicznego zmęczenia, ale też przebodźcowania, sezonowe choroby dzieci, kiedy bardzo często to funkcjonowanie całej rodziny staje na głowie. Po drugie, mamy też cały kawałek, gdzie utrudniające są różnego rodzaju zaburzenia i trudności natury psychicznej: depresja, zaburzenia lękowe, albo neuronietypowość – czy to u dziecka, czy u mamy, czy u partnera. Mamy oczywiście też bardzo duży kawałek odnośnie trudnych emocji, zarówno mamy, jak i u dziecka.

Chyba też jest problem z przeżywaniem tych negatywnych emocji? Pozytywne – wiadomo, jakoś sobie z tym radzimy, ale te negatywne nie są akceptowane przez nas, są uważane za złe, niewłaściwe. 

Tak, w ogóle sama nomenklatura, że niektóre są pozytywne, a inne negatywne się trochę zdezaktualizowała. W psychoterapii mówimy o tym, że wszystkie emocje są ważne. Jedne są przyjemniejsze w doświadczaniu, drugie mniej. Wszystkie są bardzo potrzebne, każda z nich niesie jakąś ważną informację. Natomiast rzeczywiście, jest tak, że nadal jest nam trudno doświadczać złości, smutku czy lęku, zarówno u nas samych, jak i u naszych dzieci, czyli być w tym doświadczeniu z naszymi dziećmi. Oczywiście poczucie winy, tego też będzie dużo w macierzyństwie. W takich żyjemy czasach, że mamy dużo okazji, które mogą wzbudzać u nas  poczucie winy. 

Po trzecie, myślę sobie też o takiej kategorii „trudności poznawczych”: takich związanych z myśleniem – i tutaj to, o czym już powiedziałyśmy – przekonania, ale oprócz tego, też trudności związane z perfekcjonizmem. Perfekcjonizm będzie taką cechą, która może nam utrudniać to doświadczanie siebie jako mamy. Jednak, macierzyństwo jest takim obszarem, który nie może być idealny. Zresztą, bycie perfekcyjną jest po prostu niekorzystne, również dla naszych dzieci, ale o tym, kiedy indziej. Ta cecha perfekcjonizmu będzie sprawiać, że będziemy doświadczać wielu trudnych emocji, poczucia winy, złości, obniżenia samooceny, bardzo często obniżenia nastroju i to się będzie wszystko ze sobą wiązać. 

Po czwarte, duży wpływ na nas wywiera presja otoczenia. O tym też dużo moje odbiorczynie pisały, że ta presja jest taka wszechobecna, że napiera na matkę z każdej strony. Dziecko, mając swoje potrzeby i, przynajmniej do któregoś momentu życia, realizujące te potrzeby jedynie z mamą, wywiera na nas jakiegoś rodzaju presję. My same wywieramy na sobie olbrzymią presję, chcąc odpowiadać na wszystkie potrzeby naszego dziecka i to jeszcze perfekcyjnie. Ale też, nie wiem, czy zauważyłaś, jest takie społeczne przyzwolenie na komentowanie tego, jak mama „coś tam…”. Bardzo wiele osób ma takie poczucie, że może nam radzić, a my nic, tylko siedzimy i czekamy, aż ktoś nam da swoją złotą radę. To też przecież jest presja. Jeżeli 10 razy dziennie słyszę, że powinnam coś zrobić inaczej to też jest presja – środowiska i kulturowa. Przecież, kiedy mówimy o Matce Polce zawsze uśmiechniętej, poświęcającej wszystkie swoje potrzeby dla dziecka, nigdy nie narzekającej, to jest ogromna presja, bo ja potem ląduję w domu z dzieckiem i okazuje się, że nie mam ochoty cały czas się uśmiechać, że mam trudne momenty, że nie jestem w stanie sprostać wizji tej poświęcającej się matki. Nawet jeśli bardzo się staram, to nie sprawia, że czuję się dobrze. 

I myślę też o takim piątym kawałku – bycie w relacjach, o partnerstwie, o tym, że sytuacja bycia mamą, bycia rodzicami też bardzo często wpływa na nasze funkcjonowanie w parze. Nagle pojawia się poczucie bycia zależną, że nagle ze związku bardzo partnerskiego lądujemy w jakimś tradycyjnym układzie, gdzie ja zostaję z dzieckiem w domu, a partner czy partnerka zarabiają pieniądze i w związku z tym, jest to od teraz ich działka. A my bardzo się tym frustrujemy, bo dla nas nasza praca i nasza droga zawodowa też są bardzo ważne. No i ten sławetny podział obowiązków. Tutaj też bardzo często jesteśmy niezadowolone z tego, jak to wygląda i czujemy, że nie mamy wpływu na to, jak mogłoby to wyglądać i to również powoduje niezadowolenie, utrudnia nam funkcjonowanie. 

Bardzo popularne są teraz szkoły rodzenia, do których większość kobiet uczęszcza, przygotowując się do porodu. Jednak moim zdaniem, najgorsze w sensie psychicznym zaczyna się dopiero później. Szkoda, że nie ma szkół czy szkoleń, które przygotowywałyby przyszłe mamy na to, czeka je po porodzie.

Ja stworzyłam taki kurs, nazywa się „Czułe Wojowniczki” i można sobie dużo takich aspektów pooglądać. Zarówno, kiedy jesteśmy w ciąży, jak i gdy jesteśmy już mamami.

Dobrze, że masz ten kurs i szkoda, że nie wiedziałam o nim, będąc w ciąży, ale może któraś z naszych słuchaczek skorzysta z tego, albo poleci swoim znajomym. Jeszcze ostatnie, króciutkie pytanie, opowiedz nam proszę, gdzie szukać pomocy, jeśli kobieta czuje, że to już jest ten moment na zwrócenie się do specjalisty. 

Pierwsze kroki należy skierować do psychoterapeuty lub psychiatry. To są osoby, które mogą nas zdiagnozować i wskazać dalsze kroki. Warto szukać wsparcia w Centrach Zdrowia Psychicznego, w tej chwili w Polsce jest ich kilkadziesiąt, ale zdaje się, że do końca 2023 lub 2024 takie placówki mają być w każdej gminie. Warto sprawdzać na stronie Pilotażu Centrów Zdrowia Psychicznego jest mapa, można sprawdzić, czy w naszej gminie albo naszej dzielnicy takie centrum funkcjonuje. Zasada działania takiego centrum jest taka, że możemy wejść i w zasadzie bez kolejki skorzystać z pierwszej konsultacji, podczas której jesteśmy w stanie rozwiać część naszych obaw i dostać już jakieś wstępne wsparcie. 

Warto też sprawdzać oferty różnych fundacji i stowarzyszeń. Coraz więcej jest takich organizacji, które zajmują się wspieraniem psychologicznym. Ja prowadzę Fundację Czułość, my też mamy bardzo często takie programy, w ramach których można skorzystać z bezpłatnych lub niskopłatnych konsultacji psychologicznych. W tej chwili trwa u nas program, w ramach którego zapraszamy na konsultacje indywidualne i do grupy wsparcia osoby z doświadczeniem poronienia. Ale jest mnóstwo takich organizacji, trzeba sobie sprawdzić, która z nich działa u nas lokalnie lub umożliwia korzystanie ze wsparcia online i wtedy często możemy dostać się szybciej na taką wizytę albo jeżeli to, co nas powstrzymuje przed taką formą pomocy, to kwestie finansowe, to wtedy takie fundacje są w stanie nam zaproponować wsparcie bezpłatne lub niskopłatne. Pamiętajcie proszę, że jeśli chcecie realizować wizytę u psychoterapeuty na NFZ, potrzebujecie skierowanie od lekarza rodzinnego. Do psychiatry skierowanie nie jest potrzebne, dlatego to jest często po prostu szybsza ścieżka. 

Wizyta u psychiatry nie zawsze wiąże się z przepisaniem leków, więc jeśli to jest dla was jakiś obszar zaniepokojenia, to uspokajam – to nie jest tak. Bardzo często psychiatrzy odsyłają na psychoterapię, ale przynajmniej mamy jakąś diagnozę i wiemy, z czym mamy do czynienia. Warto też sprawdzać, gdzie, w jakich poradniach zdrowia psychicznego jest najkrótsza kolejka. Jak wpiszecie w wyszukiwarkę „poradnia zdrowia psychicznego terminy” to wyskoczy tabela, w której można wyszukać terminy realizacji wizyt, bo być może nasza najbliższa poradnia zdrowia psychicznego ma kolejkę na dwa lata, ale wystarczy przejechać autobusem cztery przystanki i tam się dostać dużo wcześniej. 

Wydawca nie prowadzi działalności leczniczej.