Doula, często mylona z zawodem położnej, to osoba, która dzięki zdobytym kwalifikacjom oferuje szereg działań skierowanych do par spodziewających się dziecka oraz świeżo upieczonych rodziców. Proces stawania się mamą i tatą to proces niełatwy, ale może stać się prostszy dzięki oswojeniu się z pewnymi kwestiami. Co należy robić i jak przygotować się do porodu i rodzicielstwa opowiada Julita Księżycka, doula i doradczyni chustonoszenia. Nagranie rozmowy można obejrzeć po tym linkiem.
Julito, przedstawiłam Cię już naszym widzom, ale myślę, że bardziej szczegółowo o swojej roli i o tym, czym się zajmujesz, opowiesz nam dzisiaj. Mam nadzieję, że w tym momencie nie masz toczącego się porodu, który może Cię ewentualnie od nas zabrać i że będziemy miały chociaż te pół godziny na rozmowę.
JK: Tak, jak najbardziej, tym razem grudzień zapowiada się – chyba pierwszy taki od kilku lat – spokojny, bez telefonu przy stole.
Bo zazwyczaj w grudniu jest gorący okres, jeśli chodzi porody?
JK: Myślę, że akurat u mnie tak było, że ostatnie lata takie były. Natomiast, w każdym miesiącu rodzą się ludzie, zatem nie ma reguły.
Powiedz nam zatem, czym zajmujesz się jako doula i w jaki sposób pomagasz kobietom rodzącym albo też przygotowującym się do porodu?
JK: Doula jest już w Polsce zawodem, aczkolwiek nazwanym jako „asystentka kobiety w trakcie ciąży i porodu”. Ja jak słyszę „asystentka” to widzę panią przy biurku, a przy biurku nie siadam, więc doula oferuje kobiecie, parze, rodzinie takie szerokie wsparcie okołoporodowe. Można powiedzieć, że jest to ciągłe wsparcie niemedyczne w odpowiedzi na potrzeby kobiety, pary czy rodziny. Niemedyczne czyli informacyjne: edukacja, rozmowa w ciąży, ale także w trakcie porodu i połogu. Emocjonalne i fizyczne wsparcie, myślę nawet, że to fizyczne wsparcie odnosi się bardziej do porodu i tego czasu po porodzie. To tak bardzo ogólnie.
Rozumiem, mówisz o wsparciu i rozmowie. Gdy wspominam swoje porody to powiem szczerze, że nie za bardzo chciało mi się rozmawiać, były inne problemy na głowie, ale też bardziej konkretnie ujmując – doula jest czasem mylona z położną, a położna to coś całkiem innego. Może chciałabyś wytłumaczyć tę różnicę?
JK: To trochę więcej szczegółów: w kwestii wsparcia informacyjnego, prowadzę zajęcia w szkole rodzenia. Czyli może nie rozmowa, a już szczególnie w trakcie porodu trudno o tym powiedzieć, ale bardziej takie przygotowanie. Przygotowanie do zmian, które nadchodzą po porodzie, ale także przygotowanie do porodu. Lepiej określić to mianem „edukacja”. Często doula kojarzona jest tylko z momentem porodu, ale jest to również to przygotowanie do wczesnego rodzicielstwa. Zawsze jak mówię „wczesnego rodzicielstwa”, myślę o paniach, z którymi się spotkałam się przed porodem, a nadal mamy kontakt, gdy dzieciaki mają dwa lata. Dzwonią i upewniają się, że wszystko jest okej, opisują zachowania swoich dzieci i szukamy wspólnych rozwiązań, jak można w takich sytuacjach wzmocnić, ale to już można określić jako zadania „poza doulowe”. Z jednej strony edukacja i przygotowanie do zmian. To jest też przygotowanie osoby bliskiej, bo bardzo często myślimy o douli jako jedynie wsparcie w trakcie porodu, a to kobieta, para decyduje o tym, czy chcą, aby przy porodzie była doula. Przed pandemią była taka możliwość, aby przy kobiecie w trakcie porodu towarzyszyły dwie osoby, teraz być może się to zmieni i wrócimy do takich rozwiązań, ale na razie, w większości miejsc, może być tylko jedna osoba towarzysząca. Ja w swojej pracy przy wsparciu kobiet i par widzę też potrzebę wsparcia osoby towarzyszącej. Uważam, że przez wsparcie i edukację partnera czy partnerki, generujemy też duże wsparcie dla kobiety rodzącej, więc myślę, że jest to ważne. Bez względu na to czy jest to pierwsza ciąża czy kolejna, to to wsparcie przed porodem jest potrzebne. Wygląda ono trochę inaczej w zależności od tego, czy towarzyszę rodzinie już przy kolejnym porodzie, ponieważ wiemy, co zrobiliśmy podczas pierwszej ciąży, pierwszych narodzin, a zupełnie inaczej wygląda to wsparcie przedporodowe, jeśli spotykam się z kobietą, która ma różne doświadczenia z pierwszego porodu, różne przygotowanie, wiedzę i wtedy też ten pierwszy etap naszej współpracy może wyglądać inaczej.
Opowiedz jeszcze trochę o tym przygotowaniu partnera. Myślę, że to jest bardzo interesujący temat dla wielu kobiet. Nie ukrywajmy, wielu partnerów boi się towarzyszenia, nie wie czego się spodziewać. Może z własnego doświadczenia opowiesz nam, jakie są najczęstsze obawy, emocje – często kontrowersyjne - towarzyszące partnerom, którzy też przygotowują się do porodu?
JK: Myślę, że jest to sprawa indywidualna. Tak samo jak to, czy do porodu trzeba iść z partnerem, czy jest to jakaś moda, czy to jest dobre czy złe – ten temat rozwinę za chwilę, ale bardzo często te nasze lęki czy obawy budują się na podstawie tego, co widzimy w filmach. Jak wygląda poród, co może być w nim straszne, trudne dla nas, porozmawiać ze sobą nawzajem – o tym mówię partnerom. Aby porozmawiali o tych swoich lękach, jakie obawy ma zarówno kobieta, jak i partner. Bardzo często kobiety przygotowujące się do porodu dużo czytają, a partner, osoba bliska w tym czasie stwierdza „dobra, to Ty mi opowiedz” albo „ja tu jestem zadaniowcem, gdy poród się zacznie to podziałam” lub „wiesz co, właściwie to ja będę pomagał w domu”, więc jest to bardzo indywidualne i ja, dlatego namawiam, aby usiąść, porozmawiać, zdobyć tę wiedzę. Czasami spotykam się z parami na początku ciąży i zapewniają mnie, że w trakcie porodu na pewno będą osobno, ale w miarę przygotowań okazuje się, że to ja siedzę i czekam pod drzwiami, w razie, gdyby któreś z partnerów potrzebowało wsparcia czy wymiany. Te lęki są różne, oparte na takiej wiedzy, że „boje się widoku krwi” – tutaj wiedza, w którym momencie ta krew jest czy nie. Albo kwestia, o której zawsze wspominam – w roli osoby towarzyszącej przy porodzie nie leży gaszenie pożarów, nie leży wiedza medyczna. Od tego jest personel medyczny, położna, lekarz, który w razie potrzeby pojawia się na sali porodowej. Rolą osoby towarzyszącej jest odpowiadanie na potrzeby kobiety, zadbanie o jej komfort, wspieranie w niemedycznych metodach łagodzenia bólu. Ja staram się dać takie „narzędzie”, które można wykorzystać w trakcie porodu. Nawet jeśli kobieta decyduje się na znieczulenie zewnątrzoponowe, to też jest ten okres, kiedy trzeba dojść do tego znieczulenia, zatem super, jeśli osoba towarzysząca zna takie narzędzia, może wspierać nie tylko słownie, nie tylko obecnością, wiarą w kobietę, ale też mieć konkretne narzędzia, których może użyć. I też, często rozmawiamy o tym, co mówić, a czego lepiej nie mówić.
Czyli masz taką listę zakazanych tematów?
JK: Myślę, że nie listę zakazanych, ale pokazanie kontekstu: co może kobiecie podcinać tę siłę, moc i wiarę w tę sprawczość, a co może rzeczywiście bardzo fajnie wspierać.
Jak już mówimy o lękach i bólu, o którym wspomniałaś, to myślę, że jest on takim najczęstszym powodem, dla którego większość kobiet boi się porodu. I tutaj zaczęłaś już mówić o naturalnych metodach łagodzenia bólu, ale czy jest jeszcze jakiś sposób, przykładowo: psychologiczny sposób na oswojenie się z tym? Jak przekonujesz swoje klientki do tego, że poród jest rzeczą naturalną i można się z nim mentalnie oswoić?
JK: Ja myślę, że trudno tu mówić o przekonaniu. Doula ani tym bardziej ja, nie narzucamy czegoś, jak np. wyboru szpitala… bardziej dostarczamy wiedzę, a to Ty najlepiej podejmiesz decyzję, w oparciu o zdobytą wiedzę, zobaczysz, co jest dla Ciebie łatwiejsze, co trudniejsze i w czym możesz się jeszcze wzmocnić. Dla mnie podstawą jest oswajanie lęku przed porodem, nazwanie tego, czego się boimy, a wtedy możemy pracować nad tymi lękami, zobaczyć, czy mamy na to wpływ. A jeżeli niekoniecznie i okazuje się, że może to wpłynąć na postęp porodu, wpłynie na to, jak kobieta będzie się czuła w trakcie porodu, wówczas stosujemy techniki relaksacji, techniki oddechowe. Dla mnie oddech jest bardzo cennym narzędziem. Każdy z nas umie oddychać, natomiast takie świadome oddychanie z jednej strony bardzo fajnie wpływa na rozluźnienie ciała, ale też na uspokojenie głowy. Generalnie więc rozmowy, zdobywanie wiedzy, nazywanie lęków, sprawdzenie nad czym możemy jeszcze popracować to to jest na pewno dosyć istotne. Zrozumienie, po co jest ten ból i skąd się on bierze, czyli takie pracowanie na skurczach, skupianie się na oddechu, a nie na tym, że ten ból jest i będzie – to jest właśnie to przygotowanie osoby bliskiej i kobiety, przejście przez to, jak ten poród może wyglądać, co może być zaskoczeniem, co może być trudne, aby jak najmniej rzeczy w porodzie zaskoczyło. Proces porodowy jest procesem nieprzewidywalnym, więc i tak pojawiają się w nim rzeczy zaskakujące, natomiast myślę, że takie właśnie przejście po kolei „co może być dla mnie trudne i jak wygląda poród fizjologiczny, co może być niepokojące” to również jest istotne.
A wracając jeszcze do kwestii rozróżnienia – doula a położna – wiem, że wiele kobiet ma często dylemat, czy zdecydować się na prywatną położną czy skorzystać z usług douli. Może jakoś byś skomentowała ten dylemat?
JK: Nie powiedziałam jeszcze o jednej bardzo ważnej rzeczy: poczuciu bezpieczeństwa. W porodzie kobieta potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, intymności i godności. To jest kluczowe. Dla każdej kobiety – i to się łączy z doulą, położną i osobą towarzyszącą – ważne jest, co pozwoli jej na zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa. Największa różnica w pracy z doulą, a pracą z położną to jest to ciągłe wsparcie niemedyczne. Ja tutaj nie chcę się wypowiadać za każdą położną, bo być może są położne, które pracują nie tylko na sali porodowej, ale budują tę relację wcześniej, nie tylko podczas jednego spotkania, ale mają taki częsty kontakt w ciąży, natomiast ja pracuję z kobietą, buduję tę relację już w trakcie ciąży. Nie raz miałam takie sytuacje porodowe, kiedy dzięki zbudowaniu tej relacji w ciąży, w trakcie porodu okazywało się, że „hmmm, po co ja tu w ogóle jestem”, ponieważ kobieta czuła się naprawdę bardzo silna i to samopoczucie w porównaniu z poprzednimi miesiącami trwania ciąży wyglądało zupełnie inaczej. Z położną kobieta spotyka się najczęściej na sali porodowej. I też, nie jest mi bliskie to, że położna jest tylko od tej medycznej strefy, bo są cudowne położne, które pięknie dbają o całe narodziny – i o klimat, i o poczucie bezpieczeństwa kobiety, natomiast bardzo często realia są trudne. W szpitalu, kiedy położna ma pod opieką nie tylko jedną kobietę i nie ma możliwości poświęcić każdej z nich tyle czasu, ile potrzebuje, to jest taki pierwszy argument. Drugi argument, to jest też wiedza pozyskana z rozmów z położnymi, usłyszałam to od pewnej przecudownej położnej: „wiesz, ja lubię jak kobieta przyjeżdża do porodu z doulą, bądź pracowała z doulą, bo ona jest przygotowana i to, że ja nie jestem w stanie czasem zbudować tej relacji w tak krótkim, intensywnym czasie postępującego porodu, tej relacji wzajemnego zaufania i poczucia bezpieczeństwa, które bardzo są potrzebne w porodzie, to te nauki douli to jest coś, co naprawdę może bardzo wspierać narodziny, parę oraz partnera”. Ja w trakcie porodu jestem też takim głosem, który mówi do partnera, do rodzącego się ojca, który może mieć teraz w sobie mnóstwo emocji; że to, co teraz się dzieje to jest okej, na tym etapie tak to właśnie wygląda. Położna często odpowiada za zdrowie, bezpieczeństwo rodzącego się dziecka i kobiety, i czasem może nie mieć przestrzeni na rozmowę z osobą towarzyszącą. Jeśli w trakcie porodu pojawia się jakaś trudniejsza sytuacja i personel medyczny musi się skupić na akcji, to czasami brakuje tego słowa wypowiedzianego w oczy rodzącej kobiety „wszystko jest okej, jesteś w dobrych rękach, wyrównaj oddech, pooddychajmy razem” - i właśnie to jest tą różnicą. Absolutnie nie umniejszam szacunku do pracy położnych, natomiast myślę, że z doulą to wsparcie jest ciągłe, niemedyczne i jak budujemy relację w ciąży, w trakcie porodu, to ja również jestem z tymi nowymi rodzicami po porodzie – w połogu. To jest kolejny temat, o którym jeszcze nie mówiłyśmy, może dwa słowa też o tym powiem…
Tak, tak! Właśnie! Czy po porodzie doula może też w jakiś sposób wesprzeć nowonarodzonych rodziców?
JK: I to jest coś, o czym warto wspomnieć, ponieważ zagranicą wygląda to też trochę inaczej - gdy pracowałam kiedyś z parą z Anglii to oni myśleli, że ja się po porodzie po prostu do nich wprowadzę i będę z nimi przez kilka dni mieszkała. U nas to wygląda troszeczkę inaczej, ale to też zależy od potrzeb kobiety, pary. Raczej wygląda to jak taka asysta, towarzyszenie, w zależności od tego, jak się umówimy. Może to być jedno lub dwa spotkania albo regularne przychodzenie co trzy dni, albo towarzyszenie w nocy, bo noce bywają trudne i wtedy doula może opiekować się maleństwem, kiedy rodzice przez te dwie-trzy godziny chcą odpocząć. Doula przyniesie dziecko do karmienia, kiedy będzie niespokojne – są też i takie opcje. A są takie, że przychodzę, kiedy rodzice wychodzą ze szpitala i to, co było w szkole rodzenia zwykle jakoś ulatuje…
No tak, po tych wszystkich emocjach związanych z porodem to nie ma co się dziwić, że się nie pamięta.
JK: Tak, absolutnie! Poza tym, mam wrażenie, a raczej jestem pewna tego, że zupełnie inaczej pracujemy w ciąży, przewijając, kąpiąc lalkę, a zupełnie inaczej wygląda to, gdy mamy własne dziecko. Nawet jeśli mamy jakieś doświadczenia w rodzinie to te ręce trochę się trzęsą, są te emocje, mały człowiek albo jest skulony, albo nagle się prostuje i to są często takie wyzwania dla rodziców i tą moją obecnością staram się wzmacniać rodziców w ich kompetencjach. Jak mnie zapraszają do siebie na pierwszą kąpiel maleństwa po wyjściu ze szpitala, to staram się też nie brać malucha na ręce, aby oni to robili, żeby im pokazywać i wzmacniać słowami: „Bardzo dobrze to robicie! Do tego potrzeba czasu, cierpliwości i spokoju”, czyli takie towarzyszenie i pogłaskanie po ramieniu pt. „super Ci idzie”. To jest bardzo potrzebne, żeby minimalizować stres i takie niepotrzebne emocje czy lęk. Żeby też od razu o tym rozmawiać.
Jak opowiadasz o tym stresie to przypominam sobie początki naszej znajomości, w 2016 roku, gdy poznałam Cię w szkole rodzenia, pokazywałaś chyba wtedy jeszcze taki masaż chustami Rebozo, o ile dobrze pamiętam! Wtedy to wywarło na mnie ogromne wrażenie, bo kobiecie w ciąży wielu rzeczy nie można robić, więc jeśli chodzi o masaże to trzeba bardzo uważać, dużo rzeczy jest zabronionych. I jako sposób na relaks, ten masaż został mi gdzieś głęboko z tyłu głowy, mimo że sama nie zdążyłam z niego skorzystać, to do tej pory o nim pamiętam. Czyli tutaj rola douli jest też także taka relaksacyjna, wspierająca w walce ze stresem, którego jest pełno w życiu świeżo upieczonej mamy, ale też przed porodem, bo jednak jest trochę nerwów z przygotowaniem się na przyjście dziecka.
JK: Tak, jak powiedziałaś: poród to jest tylko ten moment, w którym pojawia się, rodzi się nowy człowiek, ale trzeba dać sobie czas na narodziny mamy, na narodziny taty, właśnie na te nowe relacje między partnerem a partnerką. Tam jest bardzo wiele emocji na początku, od strony biologicznej, fizjologicznej, pojawiają się zupełnie nowe relacje. Trzeba też nauczyć się komunikować z małym człowiekiem. Dużo mamy stresów na co dzień i myślę, że z jednej strony to jest super, że mamy Instagrama, Facebooka, grupy i dostęp do wiedzy na wyciągnięcie ręki, ale czasami tym młodym rodzicom trudno jest się połapać. Każdy specjalista mówi coś innego, zewsząd napływają informacje i ja mam poczucie, że fajnie mieć taką osobę obok siebie, której się ufa, z którą można się upewnić, że ta droga, której poszukujemy jest właściwa. To jest bardzo ważne, bo te kilkanaście lat temu, kiedy to ja rodziłam się jako mama, mam poczucie, że było troszeczkę łatwiej, bo łatwiej było szukać w nas – we mnie, w moim mężu – a nie odpalać internet i patrzeć „czy ten płacz oznacza ‘nakarm mnie’ czy ‘podrap mnie w stopę’”. A tak naprawdę zamknięcie się na to, co z zewnątrz, a otworzenie się na komunikaty małego człowieka jest bardzo, bardzo cenne. I to jest właśnie o tym, że „zwolnij, zatrzymaj się, poszukaj tego, co Ciebie wzmacnia”, bo doula nie dla każdego będzie najlepszym rozwiązaniem. Jest to super, ale ja też staram się to przekazywać w większej grupie, czy w szkole w rodzenia, żeby szukać tego, co nas wspiera i budować tę swoją świadomość, świadomość ciała i potrzeb. Wspomniałaś o masażu Rebozo, to jest jedno z narzędzi, które traktujemy jako niefarmakologiczną metodę łagodzenia bólu, ale ja zawsze mówię, że jeżeli para idzie razem do porodu to nie zostawiajcie tego na chwilę „o, odeszły mi wody, jedziemy i teraz zaczynamy!” – żeby już pod koniec ciąży być w tym, zastanawiać się, rozmawiać – „co ja wtedy będę mógł robić”, a nie dopiero na sali porodowej „okej, to jak to było?”. Tak, jak powiedziałaś, to masowanie czy rozmasowywanie w okolicach kości krzyżowych, czy ramion, a nawet dłoni to jest coś, co warto sobie dać jeszcze w trakcie ciąży. Zobaczymy, jak to będzie po porodzie, czy również wtedy będzie to dla Ciebie przyjemne czy nie, żeby też się otworzyć na to. Naprawdę bardzo, ale to bardzo serdecznie do tego zachęcam.
Tak jak o tym wszystkim mówisz, to widzę, że masz duże pokłady cierpliwości i takiego wewnętrznego spokoju, ale ciąża i poród to jest dosyć emocjonujący okres, szczególnie poród! Skąd zatem czerpiesz tę cierpliwość i ten spokój, jak sobie radzisz z tymi wszystkimi emocjami, których – podejrzewam – jest bardzo dużo? Zarówno ze strony kobiety rodzącej, jak i jej partnera.
JK: To prawda, tych emocji jest bardzo dużo, ale gdyby usłyszał Cię ktoś z mojej rodziny… czasem dzieci mówią mi, że chciałyby, żebym mówiła do nich, jak do swoich rodzących. Jesteśmy tylko ludźmi i myślę, że czas narodzin to jest taki okres, w którym nie ma miejsca na udawanie. I to też zawsze mówię osobom towarzyszącym, że takie słowa, które wzmacniają rodzącą kobietę, że świetnie sobie radzi, że jest bardzo dobrze, że super oddycha – jeżeli my to mówimy na siłę albo na siłę się uśmiechamy, czy na siłę próbujemy sobie wmówić „jestem spokojna/y” to to nie wychodzi. Kobieta w trakcie porodu ma wyostrzone wszystkie zmysły i to wyjdzie, więc nie ma tu czasu na oszukiwanie. Trudno powiedzieć, skąd czerpię cierpliwość. Myślę, że to po prostu kwestia tego, że ja bardzo kocham to, co robię. Moje wykształcenie było w zupełnie innym kierunku, a ja poczułam, że to jest moja droga i chyba to właśnie z mojej pracy czerpię, żeby mieć codzienność taką, jaką mam. Praca z kobietami, z parami daje mi bardzo dużo – z jednej strony mam nadzieję, że ułatwiam te pierwsze dni czy tygodnie w rodzicielstwie, ale nie ukrywam, że dla mnie to też jest bardzo duża siła. Wchodzę w emocje, ale myślę, że ta główna różnica pomiędzy moim wzmocnieniem, a wzmocnieniem ze strony osoby towarzyszącej to to, że mam wiedzę, wykształcenie, doświadczenie i radość czy trud przeżywam jak najbardziej, natomiast nie mam w sobie takiego lęku. Lęku, który czasami pojawia się u osób bliskich, staram się wzmacniać kobietę, aby wierzyła w swoją siłę. A czasami, rodzący się właśnie tata, który absolutnie ma prawo do obaw, widzi, jak kobiecie jest trudno i zamiast dać jej tę wiarę, chciałby jej ulżyć. A to jest kobiety zadanie i tego dziecka i to bywa trudne. Myślę więc, że ta wiedza i doświadczenie pozwalają mi na wzmacnianie kobiety bez tego lęku czy czegoś, co mnie wewnątrz blokuje. A jak rodzi się człowiek, to powtarzam czasem, że może nie jestem wtedy profesjonalna, ale łza mi się w oku zakręci.
Myślę, że jest to naturalne w tego typu okolicznościach, bo nawet jak oglądamy w telewizji jakiś film o porodzie to każdemu zdarza się, że jakaś tam łza się pojawi w oku. A powiedz jeszcze proszę, jak zostać doulą? Mówiłaś o swoim pierwszym wykształceniu, że było zupełnie inne, a później zmieniłaś swój tok życia zawodowego, więc jakie kursy się kończy, by zostać doulą? Jak to wygląda?
JK: Teraz to się trochę zmieniło. Kiedyś doule przyjeżdżały z zagranicy i były takie kursy na zostanie doulą. Ja jestem doulą ze Stowarzyszenia DOULA Polska i stowarzyszenie to organizuje Akademię Wsparcia Okołoporodowego i są to również wyjazdy… cały kurs trwa około 9-12 miesięcy i różne osoby prowadzą te szkolenia. To jest też czas pracy własnej. Ważne jest, aby wzmacniać się, aktualizować swoją wiedzę, kończyć różne inne kursy, żeby być na bieżąco. W tej chwili są też inne miejsca, w których kształcą się doule, ale o tym nie potrafię powiedzieć, wiem, że jest akademia AWO i oprócz pracy własnej są to bardzo intensywne zjazdy. Na pewno to nieosiadanie na laurach i zdobywanie doświadczenia jest istotne. Myślę, że każda z nas, doul, szuka swojej ścieżki. Jedne skupiają się na edukacji przedporodowej, są doule, które wspierają połogowo albo tylko porodowo, albo tylko przed i po porodzie, w trakcie nie. Ja jestem instruktorką masażu Shantala, masażu dziecięcego czy doradczynią noszenia dzieci w chustach – zawsze mówię, że są to narzędzia, które pomagają rodzicom w komunikacji z dzieckiem, w zadbaniu o potrzeby tego małego człowieka, dla którego jest bardzo wiele zmian, gdy się rodzi, ale też potrzeby własne. Takiej aktywności, zrozumienia tego, co komunikuje dziecko. Istnieją również promotorki karmienia piersią, czyli też – bez wchodzenia w kompetencje doradczyni laktacyjnej, ale takie wsparcie w karmieniu. Każda z doul ma swojego „konika”, w którym jeszcze gdzieś się dodatkowo kształci i specjalizuje.
A co najbardziej przyciągnęło Cię do pracy douli? Dlaczego postanowiłaś zostać doulą?
JK: Wiesz co, chyba życie! Ja najpierw wspierałam bliskie kobiety, zaczęłam od wspierania rodziców bliźniaków! Mimo, że prywatnie takich doświadczeń nie mam, to rzeczywiście zanim ukończyłam kursy, miałam koleżankę, która została mamą bliźniaków. Sama miałam półrocznego syna, a po prostu pojechałam do niej i przy niej byłam i robiłam dokładnie to, co teraz robię, gdy przyjeżdżam do kobiet w połogu. Pomagałam w karmieniu, w uspokojeniu, wyciszeniu, jak może wyglądać ta noc, co możesz odpuścić albo co warto odpuścić, że jak wkładamy słowo „muszę” to jest o wiele trudniej coś zrobić. Później znów trafiłam na trzy tygodnie i to było prawie, jakbym zamieszkała z tą parą, ponieważ wyszli ze szpitala z pięciodniowymi bliźniakami i ja do nich codziennie przyjeżdżałam. Wspierałam nie tylko jako opiekunka, ale właśnie też dbałam o rodziców. O ich sen, o jedzenie, oferowałam wsparcie w karmieniu, opowiadałam jaka to będzie droga i ustalaliśmy, na czym im najbardziej zależy. Później była Fundacja Rodzić po Ludzku, byłam wolontariuszką, to wszystko składało się w jedno: to jest to, co ja chcę robić! Coś, w czym ja się super czuję! Zaczęłam kończyć kursy, szkolenia, ukończyłam również kurs na instruktora Aktywnej Szkoły Rodzenia. W 2014 roku przeszłam najwięcej szkoleń i po prostu zaczęłam towarzyszyć w porodzie. Jak w każdej pracy – z jednej strony wiedza, z drugiej strony doświadczenie. Doświadczenie też buduje jakąś taką siłę i pewność i dlatego wiem, że chcę tą drogą podążać.
Napisała: Hanna Borowska
Redaktorka, dziennikarka, science writerka, certyfikowana konsultantka ds. żywienia. Macierzyństwo sprawiło, że zainteresowanie tematyką zdrowotną zmieniło kierunek jej ścieżki zawodowej. Odbyła kilkanaście szkoleń i kursów w kraju i za granicą z zakresu dietetyki, medycyny funkcjonalnej, aromaterapii. Pasjonuje ją niezbadana moc mikrobiomu człowieka. Ukończyła z wyróżnieniem Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW. Przez wiele lat związana z Euroradio.fm.
Kapsułka nikalab zachwyca nie tylko wyglądem, ale też swoim działaniem. Przy jej produkcji zastosowaliśmy 2 innowacyjne technologie - DRcaps® i DUOCAP®. DRcaps®...
Twoja opinia może zostać wykorzystana w naszej reklamie. Przeczytaj więcej w naszym Regulaminie. Także w opiniach dbamy o transparentność. Weryfikujemy czy pochodzą od regularnych klientów (nie osób z nami współpracujących) oraz czy są zgodne z przepisami prawa mającymi na celu ochronę konsumentów.